Zatrzymałam się tego dnia na skraju
przepaści,
Trzymając swe kruche, złamane serce
w garści.
I nagle po policzkach łzy spłynęły,
Wszystkie wspomnień chwile przed
oczyma stanęły.
Przyrzekłam sobie wtedy, że już
nigdy więcej,
Nie dam się zranić, więc murem
otoczę serce.
I będę już odtąd na zawsze twarda
jak głaz,
I że to był taki pierwszy i ostatni
raz.
Bo nie dam się więcej już
skrzywdzić ani razu,
I nie uwierzę słówkom słyszanym co
razu.
Ni gestom co bywają jak licha
przynęta,
Nie chcę by była ona ponownie
połknięta.
Czas płynął, a ja dotrzymywałam
słowa,
I choćby gdzieś była moja druga
połowa...
To byłam głucha i ślepa na
wszystkie znaki,
Wszak tegoż wieczora podjęłam
koncept taki.
Lecz pewnego dnia nie wiedząc jak i
dlaczego,
Poczułam mocniejsze bicie serca
mojego.
I wnet utonęłam w lazurze oczu
Jego,
Odtąd stał się On częstym gościem
snu mojego.
I choć tego nigdy i wcale nie
planowałam,
To się w Nim jakby na złość sobie
zakochałam.
W jego spojrzeniu głębokim jak
ocean,
Jak kamień rzucony w wodę utonęłam.
Teraz niech jego dotyk pieści moje
zmysły,
By dziwne czary miłości nigdy nie
prysły.
I tak niech przez wiek, wieków trwa
to uczucie,
Niech nigdy nie będzie mu potrzebne
współczucie.
cdn ...
rodzynek
|