Powiedzmy, ze facetowi imieniem Roger podoba
się kobieta... Nazwijmy ja Elaine. Zaprasza ja do kina; ona się zgadza;
spędzają razem miły wieczór. Kilka dni później proponuje jej obiad w restauracji i
znów oboje są zadowoleni. Zaczynają się spotykać regularnie i żadne
z nich nie widuje się z nikim innym.
Aż któregoś wieczoru w samochodzie, Elaine zauważa:
- "A wiesz, ze dziś mija dokładnie sześć miesięcy odkąd się
spotykamy?"
W samochodzie zapada cisza. Dla Elaine wydaje się ona strasznie głośna.
Dziewczyna myśli:
"Kurcze, może nie powinnam była tego mówić. Może on nie czuje się
dobrze w naszym związku. Może sądzi, ze próbuje na nim wymusić
jakieś zobowiązania, których on nie chce, albo na które nie jest jeszcze
gotowy."
A Roger myśli: "O rany. Sześć miesięcy".
Elaine myśli: "Ale zaraz, ja sama nie jestem pewna, czy chcę
takiego związku. Czasami chciałabym mieć więcej przestrzeni, więcej
czasu, żebym mogła przemyśleć, co chce dalej zrobić z tym związkiem. Czy
ja naprawdę chce, żebyśmy posuwali się dalej...? W zasadzie...
do czego my dążymy? Czy tylko będziemy się nadal spotykać na tym
poziomie intymności? Czy może zmierzamy ku małżeństwu? Ku dzieciom?
Ku spędzeniu ze sobą całego życia? Czy ja jestem już na to gotowa?
Czy ja go właściwie w ogóle znam?"
A Roger
myśli: "... czyli... to był... zobaczmy... czerwiec, kiedy zaczęliśmy
się umawiać, zaraz po tym, jak odebrałem ten samochód, a to znaczy... spójrzmy na licznik... Cholera,
już dawno powinienem zmienić olej!"
A Elaine
myśli: "Jest zmartwiony. Widzę to po jego minie. Może to jest zupełnie
inaczej? Może on oczekuje czegoś więcej - większej
intymności, większego zaangażowania... Może on wyczuł - jeszcze
zanim sama to sobie uświadomiłam - moja rezerwę. Tak, to musi być
to. To dlatego on tak niechętnie mówi o swoich uczuciach. Boi się
odrzucenia."
A Roger
myśli: "I musza jeszcze raz sprawdzić pasek klinowy. Cokolwiek te bałwany
z warsztatu mówią, on nadal nie działa dobrze. I niech nie próbują
tego zwalać na mrozy. Jakie mrozy? Jest 8 stopni, a ten silnik brzmi jak stara
śmieciarka! I jeszcze zapłaciłem tym niekompetentnym
złodziejom 600$."
A Elaine
myśli: "Jest zły. Nie winie go. Tez bym była na jego miejscu. Czuje
się taka winna, kazać mu przez to przechodzić, ale nic nie poradzę
na to, co czuje. Po prostu nie jestem pewna..."
A Roger myśli: "Pewnie powiedzą, ze gwarancja jest tylko na 90 dni.
To właśnie powiedzą, szczury."
A Elaine myśli: "Może jestem po prostu idealistką, czekającą na
rycerza na białym koniu, kiedy siedzę obok wspaniałego mężczyzny,
mężczyzny, z którym lubię być, na którym naprawdę mi zależy,
któremu chyba także zależy na mnie. Mężczyzny, który cierpi z powodu mojej
egoistycznej, dziecinnej, romantycznej fantazji."
A Roger myśli: "Gwarancja! Ja im dam gwarancje! Powiem, żeby ją sobie
wsadzili w..."
- Roger - odzywa sie Elaine.
- Co? - pyta Roger, wyrwany niespodziewanie z zamyślenia.
- Proszę, nie dręcz się tak - kontynuuje Elaine, a jej oczy
zaczynają napełniać się łzami - Może nigdy nie powinnam... Czuje
się tak... (załamuje się i zaczyna szlochać)
- Co? - dopytuje się Roger.
- Jestem taka głupia... Wiem, ze nie ma rycerza. Naprawdę wiem. To
głupie. Nie ma rycerza i nie ma konia.
- Nie ma konia?
- Myślisz, ze jestem głupia, prawda? - pyta Elaine.
- Nie! - odpowiada Roger, szczęśliwy, że wreszcie zna prawidłową
odpowiedz.
- Ja tylko... Ja tylko po prostu... Potrzebuje trochę czasu...
(następuje 15-sekundowa cisza, podczas której Roger, myśląc najszybciej jak potrafi, próbuje
znaleźć bezpieczną odpowiedz. W końcu trafia na jedna, która wydaje mu
się niezła)
- Tak - mówi.
Elaine, głęboko wzruszona, dotyka jego dłoni.
- Och, Roger, naprawdę tak czujesz? - pyta.
- Jak? - odpowiada pytaniem Roger.
- No, o tym czasie... - wyjaśnia Elaine.
- Och... Tak.
(Elaine odwraca się ku niemu i patrzy mu głęboko w oczy,
sprawiając, że Roger zaczyna się czuć bardzo nieswojo i obawiać, co
też ona może teraz powiedzieć, zwłaszcza, jeśli to dotyczy konia. W
końcu Elaine przemawia)
- Dziękuję ci, Roger.
- To ja dziękuję - odpowiada mężczyzna.
Potem odwozi ja do domu, gdzie rozdarta,
umęczona dusza chlipie w poduszkę aż do świtu, podczas gdy Roger wraca do siebie, otwiera
paczkę chipsów, włącza telewizor i natychmiast pochłania go powtórka
meczu tenisowego miedzy dwoma Czechami, o których nigdy wcześniej nie
słyszał.
Cichy głosik w jego głowie podpowiada mu, że w samochodzie wydarzyło
się dziś coś ważnego, ale Roger jest pewny, ze nigdy nie zrozumie, co,
wiec stwierdza, że lepiej wcale o tym nie myśleć (te sama taktykę
stosuje w
stosunku do głodu na świecie).
Następnego dnia Elaine zadzwoni do swej najbliższej przyjaciółki,
może do dwóch i przez sześć godzin będą omawiać te sytuacje.
Drobiazgowo zanalizują wszystko, co ona powiedziała i wszystko, co on
powiedział, po raz pierwszy, drugi i n-ty, interpretując każde słowo,
każdą minę i każdy gest, szukając niuansów znaczeń, rozważając
każdą
możliwość...
Będą o tym dyskutować, przez tygodnie, może przez miesiące, nie
osiągając żadnej konkluzji, ale także wcale się tym nie nudząc.
W tym samym czasie, Roger, grając w golfa ze wspólnym przyjacielem
jego i Elaine, zatrzyma się na chwile przed uderzeniem, zastanowi i
zapyta:
- Norman, nie wiesz, czy Elaine
kiedyś miała konia?
|